Życie na walizkach cz.1

Wyjechałam do Anglii 3-ego października 2013 czyli półtora roku temu, uwierzcie czy nie- mam wrażenie, że minęło 10 lat....tyle się przecież wydarzyło, nie sposób to opisać w jednym poście.
 
Nie miałam konkretnego powodu wyjazdu. Miałam tylko 22 lata i wiele marzeń do zrealizowania, byłam chłonna nowych doświadczeń i świata. Choć tak na prawdę nigdy nie chciałam wyemigrować i nie sądziłam, że to zrobię.
 
Jaki był powód wyjazdu? - Po wielu wydarzeniach stwierdziłam, że nic nie nauczy mnie życia i zaradności lepiej niż rzucenie się na głęboką wodę.....
Myślałam- pojadę na jakiś czas, zobaczę, przecież, gdy będzie działa mi się krzywda zawsze mogę wrócić. Po drugie nie chciałam jechać na stałe, po prostu chciałam wyjechać i zobaczyć jak wygląda inny świat.
 
Jedno jest pewne, wyjazd do UK do Brighton był jedną z najlepszych decyzji jakie podjęłam przez 24 lata mojego życia.
Zmieniłam wtedy wszystko co możliwe: język, znajomych, środowisko, prace, jedzenie, tryb życia, kraj, status życiowy, opuściłam całą rodzinę... Jak z resztą każdy, kto decyduje się wyemigrować. Na pewno nie jedna taka osoba to teraz czyta. Chcę tylko podkreślić jak wielka to jest zmiana i jak bardzo trzeba być zdecydowanym.
 
Są to bardzo trudne decyzje, zawsze pełne obaw, wymówek, strachu ale także nieopisanej ekscytacji.
Podjęłam wyzwanie wyjazdu, czyli połowa sukcesu była już za mną.
 
Oczywiście ludzie się ze mnie śmiali, mówili, że wrócę z podkulonym ogonem, szybciej niż wyjechałam - pytali, co ja sobie wyobrażam, jestem tylko zwykłą polką, jedną z tych, która myślała, że wyjedzie i coś osiągnie, a potem zostanie na bruku ''bo jakiś tam znajomy wyjechał i nic dobrego go tam nie spotkało'' lub ''Anglicy będą Cię traktować jak tanią siłę roboczą'', albo jeszcze inne argumenty typu ''nigdy nie będziesz tam czuła się swojo i zawsze będziesz obca''. Jednymi słowy przeróżne opinie przeważnie ludzi, którzy nigdy nie byli w Anglii, tylko słyszeli opinie innych ludzi, którym się nie udało.... A co z tymi ludźmi, którym się udało?
Co tak na prawdę znaczy dla kogoś "uda się''?
 
Do licha skąd oni wiedzieli co ja tak na prawdę myślę?
Ja po prostu chciałam ruszyć z miejsca, wykorzystać młodość, bo jak nie wtedy to kiedy? Zawsze powtarzam ''żeby gdzieś dojść, trzeba pierw wyjść''.
 
Jadąc do UK wiedziałam, że czeka mnie wiele poświęceń, wzlotów, upadków, pracy nad sobą, aby go osiągnąć. Nie urodziłam się wczoraj, wiem, że aby mieć z górki trzeba najpierw pod nią wejść, a droga na szczyt nigdy nie jest łatwa.....
Nie ma sukcesu bez porażek, nie raz dostaje po tyłku lub spadam na samo dno po to, aby się od niego odbić ze zdwojoną siłą i dotrzeć wyżej i wyżej. Recepta jest zawsze tylko jedna - nie poddawać się:)
 
Anglicy okazali się przemiłymi ludźmi, nikt mnie nie traktuje jak tanią siłę roboczą, dopóki sama na to nie pozwlę oraz tak to fakt zawsze będę tu pod jakimś wzgędęm obca, bo jestem Polką i nic tego nie zmieni, jestem z tego dumna i staram się reprezentować Polskę jak najlepiej potrafię....
 
Od samego początku pokochałam nowe miejsce, mimo tego, że początki były szalone i człowiek czuł się jak w dziczy, bo świat dookoła był inny. Nigdy wcześniej nie byłam za granicą Polski, więc dla mnie wszystko było takie nowe, czułam się jak mała niedoświadczona dziewczynka, która znalazła się w jakimś pięknym miejscu.....byłam zafascynowana tym nowym życiem i miałam jasno określony cel.
 
Wiecie co? -Jak teraz patrzę na to po czasie, to nie wiem jak to ogarnęłam w tak krótkim czasie, chyba na prawdę ludzie mieli poniekąd rację i nie zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieje, żyłam gdzieś w swoim świecie, ale to wszystko na moją korzyść.... bo byłam tak skupiona, na tym aby zbudować sobie jakiekolwiek fundamenty, że nie myślałam, że się nie da, po prostu budowałam je co dnia najbardziej solidnie jak się tylko da.

Do tej sytuacji nasuwa mi się tylko jedno z moich ulubionych powiedzeń -  ''Ludzie którzy mówią, że nie da się czegoś zrobić, nie powinni przeszkadzać tym, którzy właśnie to robią'' :)
 
Przyjechałam praktycznie z zerowym angielskim i chciałam być fryzjerką. Szkołę skończyłam 3 miesiące przed wyjazdem, więc i wielkiego doświadczenia nie miałam, nie licząc oczywiście obcinania znajomych w łazience plus krótkie praktyki w fryzjerskiej szkole policealnej. Nie było to nic czym mogłabym zabłysnąć, ani nic co czyniłoby mnie fryzjerką doświadczoną, a raczej samoukiem z pasją. Na 20 kg bagażu-7 kg to były rzeczy fryzjerskie..... wiecie ''wzięłam tak na wszelki wypadek'' :)
 
Przez pierwszy miesiąc pracowałam 2 godziny rano każdego dnia i przygotowywałam restauracje do otwarcia. Byłam pod wrażeniem, że za dwu-godzinną prace mogę opłacić sobie pokój i jeszcze coś zjeść- na sam początek idealnie. Nie mogłam co prawda szaleć na zakupach, ale najważniejsze, że mogłam opłacić sobie podstawowe rzeczy. To dawało małą nadzieje, że idę w dobrą stronę. Wstawałam o 5 rano szłam wzdłuż pięknego morza, a dokładnie Kanału La Manche, kiedy wszystko dopiero się budziło. Po miesiącu, kiedy już trochę poznałam okolice i przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia postanowiłam poszukać pracy w zawodzie. Oczywiście miałam miliony wymówek, bo przecież ''mój angielski nie był wystarczająco dobry''. Ale stwierdziłam, że nie po to taszczyłam 7 kg rzeczy fryzjerskich, aby ich nie używać. Po drugie jak Panna Edyta ma cel-musi go osiągnąć choćby po trupach. Ku mojemu zdziwieniu dostałam prace w pierwszym salonie do którego weszłam......i to był dopiero początek wszystkiego co mnie tu spotkało.....
 
ciąg dalszy nastąpi ........


Komentarze

  1. Wiesz...mysle,ze jesli ktos nastawia sie na sukces to go osiagnie, bo pewnosc siebie to polowa sukcesu... Kiedy wyjezdzalam do Hiszpanii ludzie pukali sie w glowe. Kiedy zdecydowalam sie na przeniesienie do UK przekonywali mnie ,ze nie ogarne bo ktos tam byl i sobie nie poradzil... Widocznie uparta ze mnie kobieta bo juz 10 lat jak jestem na obczyznie i w UK czuje sie jak w domu ;) Da sie? no da ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy cz 2 ? ;-) !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz